Tuż na zachód od Grundarfjörður wcinają się w ocean dwa niewielkie dzyndzle lądowe, na pierwszym siedzi góra Kirkjufell, na drugim Stöð. Za nimi, wzdłuż długiej grobli, ciągnie się plaża.
Pierwszy raz byłam tu w lutym i chociaż to nie był ładny dzień, to miejscówka mocno zapadła mi w pamięć. Zajrzałam na nią wracając spod wodospadów z poprzedniego wpisu. Trwał odpływ i spod wody stopniowo wyłaniał się mokry, aksamitny piasek zachęcając do odciśnięcia w nim swego śladu. Słońce uparcie przeciskało się przez chmury, nadając otoczeniu ciepłego zabarwienia. Było pięknie.
Na horyzoncie góra Stöð; lewą stronę grobli zajmuje plaża.
Po prawej stronie mamy akwen wydzielony przez groblę, a za nim Kirkjufell oraz pokryte śniegiem pasmo Helgrindur, u stóp którego leży moje Grundo.
Spacer można zrobić po obu stronach, tamtego dnia wybrałam plażę.
--
Woda cofała się niemal na moich oczach, odsłaniając gładki piasek.
--
Bliżej grzbietu grobli panował niemały bałagan. Omijałam go na początku, jednak z czasem coraz pilniej przypatrywałam się szczątkom. Po dłuższej obserwacji z pozostawionego przez wodę chaosu zaczęła się wyłaniać mozaika morskiego życia.
Szczątki roślin, zwierząt i przyrody nieożywionej.
--
Wśród nich rybie głowy.
--
Troszku się czułam, jak w sklepie z rekwizytami.
--
Pogrzebałam w guglu i wyszło mi, że to musi być wilk morski, czyli zębacz. Kombinowałam przez chwilę, czy nie zabrać jednego eksponatu ze sobą. Nasz hostel był kiedyś częścią fabryki ryb i obok wciąż stoi rozpadająca się, drewniana suszarnia - idealna na takie zbiory. Ostatecznie pozostawiłam znaleziska w piasku, bo nie miałam ich do czego spakować.
I tak sobie szłam, a słońce zbliżało się do horyzontu pokonując kolejne warstwy chmur.
Wracając do samochodu mijałam ulotne, piaskowe płaskorzeźby - ślady po odpływie.
--
Myślę sobie, że człowiek obserwując naturę prędzej czy później musiał zająć się sztuką. To było nieuniknione.
🌸🌸🌸