Dziennik #85/2024 - nic szczególnego

in polish •  3 months ago


    Źródło: Pixabay


    Dobry wieczór.

    Spałam kiepsko. Długo nie mogłam zasnąć. Towarzyszyło mi odczucie, że im szybciej zasnę tym szybciej skończy się dzień wolny i nadejdzie dzień pracy dlatego nie mogłam usnąć. Wiem, że to strasznie pokręcone, ale tak właśnie było. Kilkukrotnie kładłam się do łóżka i z niego wstawałam. Do tego raz mi było za zimno, raz za gorąco, naprawdę nie mam pojęcia o co mi chodziło z tym spaniem.

    W pracy było nawet okej. Nie wierzę, że to piszę, ale tak naprawdę było. To co mieliśmy ogarnąć to udało się zrobić, powolutku wygrzebujemy się ze starych tematów, może nie będzie wcale tak źle jak się obawiałam? Co prawda w głównej mierze jest to zasługa ogarniętego kolegi z działu, ale taki dzień był mi bardzo potrzebny, potrzebowałam uwierzyć, że praca może wyglądać dobrze. W istocie tak dzisiaj było. Wnerwiłam się tylko na kolegę z pracy, bo nie przekazał informacji o nowościach w procesie wysyłek i miał pretensje, że do niego zadzwoniłam. Niech się buja, na kolejny raz w ogóle się nie zainteresuję pomocą na jego dziale. Masakra.

    Po pracy pojechałam na terapię. Miałam około pół godziny z hakiem zapasu czasu, więc poszłam do Lidla i zgrzeszyłam łakomstwem, bo kupiłam sobie dwa donuty, które z lubością zeżarłam. Było mi to potrzebne, bo po pierwsze byłam głodna, a po drugie ze zmęczenia łapało mnie rozdrażnienie. Na samej terapii było w sumie spoko, rozmawialiśmy o tym jakie miejsce aktualnie w naszym życiu zajmuje alkohol. U mnie jest to wciąż miejsce kluczowe, ponieważ nie pozbyłam się obsesji picia. Myślę o alkoholu, śnię o alkoholu, czasem nawet o nim marzę. Wiem, że to po prostu taki etap i muszę przez to przebrnąć, ale bywa to mocno frustrujące. Jedyne na co mam wpływ to to czy pójdę za tymi myślami, ale ja nie mam takiego zamiaru, więc wszystko jest w porządku.

    Po terapii odwiozłam dwóch kolegów do domu, bo miałam po drodze i jak w końcu wlazłam do domu to myślałam, że się popłaczę ze szczęścia. Psa zabrałam na krótki spacer, bo naprawdę nie miałam już siły nie wiadomo ile spacerować. Brak siły plus koszmarna pogoda i tak wyszło. Nadrobimy rano dłuższą przebieżką. Wykąpałam się, zjadłam i zaraz idę spać, bo jestem naprawdę padnięta. Cieszę się, że ten dzień się już kończy, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że jutro nie mam nic w planach i od razu po pracy będę mogła odpoczywać. Nie ma nic lepszego niż błogie nic nie robienie. Alleluja.

    Do jutra!

      Authors get paid when people like you upvote their post.
      If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE VOILK!