Źródło: Pixabay
Późne dobry wieczór [00:14].
Oficjalnie poddaję się w @poprzeczka. Nie ma żadnych szans na to, że w kolejnych dniach dam radę spełnić cel. O przyczynach niżej. Po prostu nie będę już spamować raportami, które i tak oznaczałyby odpadnięcie z rozgrywek. To była wspaniała przygoda i mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu pójdzie mi lepiej. W tym niestety kończę na piętnastu dniach.
Bardzo źle spałam, bo nadal źle się czułam. Rano, gdy wstałam poznałam przyczynę takiego stanu rzeczy. Bolało mnie oko i było bardzo zapuchnięte, miałam trudności, aby komfortowo je otworzyć. Co prawda widzenie było nadal dobre ale wygląd oka pozostawiał wiele do życzenia. Mówiąc wprost wyglądałam jakby mnie ktoś pobił.
Nie wiedziałam co zrobić. Trochę to zlałam, ale zaczęło boleć, więc zaczęłam się tym martwić. Może na to nie wyglądam, bo często marudzę na różne dolegliwości, ale ja do panikar nie należę. Jednakże skoro to oko to podjęłam decyzję, że pojadę na SOR. Mam oczywiście jak każdy dorosły człowiek swoje priorytety, więc najpierw pojechałam zmienić koła na zimowe, bo byłam już od ponad tygodnia umówiona. Wymiana przebiegła sprawnie. Była taka zabawna sytuacja: siedzę w poczekalni i podchodzi jedna osoba zapłacić - cyk 300 zł, druga osoba - cyk 370 zł, trzecia osoba - cyk 350 zł. Zrobiło mi się już słabo, bo jak wiecie z kasą u mnie źle. Przyszła moja kolej płacenia i.. miałam do zapłaty tylko 100 zł. Okazało się, że niepotrzebnie spanikowałam, bo za wymianę kół, a nie opon płaci się mniej. Plus mam małe koła, więc już w ogóle baja. Bardzo mnie to ucieszyło.
Pojechałam na SOR. Poszłam do rejestracji i zostałam otoczona wielką opieką. Serio, tak uważam. Pani zastanawiała się czy dać mnie od razu do okulisty czy do lekarza POZ, ale uznała, że POZ lepiej oceni czy jest potrzeba czekać długo na okulistę. Pobrałam numerek i usiadłam w poczekalni. Byłam nastawiona na wielogodzinne czekanie, bo nasz SOR cieszy się złą sławą, ale nie. Nic takiego nie miało miejsca. Po 20 - 25 minutach zostałam zaproszona do gabinetu. Pochorowałam się bardzo, bo dostałam bardzo silny antybiotyk na 10 dni. Zmartwiłam się, ponieważ nijak nie mogę teraz iść na L4, ba, nie mogę nawet wziąć urlopu, żeby dojść do siebie. To jest dopiero chora głowa. W obliczu poważnej choroby martwię się pracą.
Pojechałam do domu, zażyłam leki i poszłam spać, bo jestem bardzo osłabiona. Wieczorem przyjaciółka wyciągnęła mnie na babski wieczór. Nie wstydzę się jej ani drugiej koleżanki, z którą się umówiłyśmy, więc postanowiłam wynurzyć się z domu. Oko już jest normalnie otwarte, jest tylko sine, a ja się źle czuję i to wszystko. Pojechałyśmy na drobne zakupy i po burgery. Zapomniałam napisać na wstępie, że ważyłam się dziś i od wtorku schudłam 2 kg co moim zdaniem dowodzi ni mniej ni więcej tego, że choroba toczyła moje ciało. Dlatego też pozwoliłam sobie na małego burgerka. Pojechałyśmy do niej i miałyśmy w planach obejrzeć jakiś film na Netflixie, ale temat zszedł na tarota i przyjaciółka nam postawiła tarota. Ja nie za bardzo wierzę w takie rzeczy, ale ponoć karty mówiły bardzo dopasowane do mnie rzeczy. Nie wiem czy serio tak było i powinnam przemyśleć mój światopogląd na tę kwestię czy to bardziej zasługa tego, że przyjaciółka mnie dobrze zna, ale tak czy siak cieszę się, że mimo choroby spędziłam miły wieczór. Trwałby dłużej, ale musiałam wrócić do domu wziąć leki, a poza tym już jestem bardzo zmęczona i osłabiona i jedyne o czym marzę to położyć się do łóżka. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że przyjaciółka ma kota sfinksa i ja nigdy takiego kota nie widziałam na żywo. Owy kot upatrzył sobie we mnie ulubienicę wieczoru i muszę przyznać, że nigdy nie dotykałam tak przyjemnego w dotyku stworzenia. Myślałam, że ich skóra jest fujka, a ona jednak jest porośnięta meszkiem i jest turbo delikatna i przyjemna, serio, 10/10. Wspaniały wieczór.
Tak dzisiaj skrótowo, bo już mi się nie chce stukać w klawiaturę. Padam na twarz.
Śniadanie: mocarz
Przekąska: kefir
Obiad: kura z mixem [ryż + ciecierzyca] i trio warzywnym [marchewka + kalafior + brokuł]
Kolacja: burger
Woda: za mało
Kroki: za mało
Do jutra