Dziennik #110/2024 - tonę w gównie

in polish •  3 months ago


    Źródło: Pixabay


    Dobry wieczór.

    Bardzo źle spałam. Zrobiłam to na własne życzenie, bo nie zadbałam o to, żeby mieć leki nasenne i musiałam się całą noc męczyć. Gdy budzik zadzwonił mi o siódmej to się prawie popłakałam. Totalnie nie miałam ochoty wstawać z łóżka, a już tym bardziej jechać na terapię. Stety lub niestety chcę być trzeźwa, więc podniosłam dupę z łóżka, ogarnęłam siebie i psa i pojechałam.

    Na terapii udało mi się przełamać moją nieśmiałość i odezwałam się, aby powiedzieć co u mnie. A co u mnie? Gówno. Nie radzę sobie w pracy i zjada mnie przez to stres i to właśnie wyrzuciłam z siebie na terapii. Dostałam wiele wspierających słów, ale żadnej recepty jak sobie zacząć lepiej radzić. W sumie nie wiem na co liczyłam. Wypowiedź kosztowała mnie wiele nerwów, prawie sobie palce połamałam tak je wykręcałam, ale jestem z siebie dumna, że w końcu się odezwałam.

    Po terapii wpadłam na chwilę do domu i pojechałam do pracy. W pracy był dramat. Wykrzaczyło się na raz tyle rzeczy, że nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe i pokazałam swoją niekompetencję w pełnej krasie. Pierwszy raz zagotowałam kierowniczkę, kiedy po raz setny musiałam jej powiedzieć, że czegoś nie wiem. Nie widzę siebie na tym stanowisku, nie poradzę sobie, a od wtorku zostaję sama. Jestem podłamana, bo bardzo się staram, a nie wychodzi z tego kompletnie nic. Nie wiem już co mam zrobić. Poważnie rozważam złożenie wypowiedzenia, ale nie mam planu B na siebie. We wtorek mam rozmowę z kierowniczką główną, tak zwane one to one i zobaczymy co z tego wyjdzie. Jestem szczerze załamana i nie wiem już co mam robić. Mam wrażenie, że im bardziej się staram tym gorzej mi wszystko wychodzi. A dzisiaj dałam dupy po całości, naprawdę. Koleżanka, która mnie szkoli zauważyła dzisiaj, że to był pierwszy dzień, kiedy nie narzekałam, że nie dam sobie rady, ale to tylko dlatego, że po prostu brak mi już słów.

    Po powrocie do domu zabrałam psa na spacer i zadzwoniłam do sponsorki. Trochę jej się wyżaliłam na mój nieszczęsny los, ale ona mówi, że niepotrzebnie się załamuję i wszystko się z czasem ułoży. Chciałabym mieć jej wiarę. Umówiłyśmy się jutro na jakiś obiad i choć szkoda mi na to totalnie kasy to zgodziłam się. Potrzebuję wyjść i się zwentylować, bo naprawdę przez pracę zaczynam dostawać na głowę. Być może dołączą do nas jeszcze dwie koleżanki, które bardzo lubię, więc w teorii szykuje się fajny dzień. Potem wszystkie razem pojedziemy na miting. Czy może być lepszy plan? Nie sądzę.

    Późnym wieczorem chyba widzę się z przyjaciółką, ale to jeszcze nic pewnego. Mam jednak nadzieję, że spotkanie wypali, ponieważ cholernie chce mi się dzisiaj chlać i jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. A co gorsza nie mam słodyczy w domu, żeby się wyciszyć. Nie wiem jak mam żyć.

    I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy dziennik i popijając kawkę idę nadrabiać zaległości na #polish, bo głosy same się nie rozdadzą.

    Do jutra!

      Authors get paid when people like you upvote their post.
      If you enjoyed what you read here, create your account today and start earning FREE VOILK!