Matko najdroższa, co ja właśnie przeczytałam! Tak chciałabym skwitować finisz tej lektury.
Ale finisz, jak to finisz, jest na końcu, zacznijmy więc od początku.
Albo jeszcze inaczej - od opisu tej książki.
CZY ZABIJĘ JESZCZE RAZ? NA PEWNO. JUŻ SZUKAM NOWEJ OFIARY…
Na początku grudnia 1981 roku we Wrocławiu zostaje zamordowane starsze małżeństwo. Sprawę prowadzi doświadczony oficer MO kapitan Marek Piekło wraz z sierżantem Tadeuszem Majerem. Piekło pije i niełatwe śledztwo jest ostatnią rzeczą, którą chce się zajmować. Wprowadzenie stanu wojennego jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Do śledztwa wtrąca się Służba Bezpieczeństwa. A morderca uderza ponownie.
Współcześnie komisarz Marcin Zakrzewski prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa funkcjonariuszy. Morderca ogłosił, że nie zatrzyma się aż do czasu, gdy policja odnajdzie zabójcę z początku lat osiemdziesiątych. Zakrzewski próbuje rozwiązać dwie zagadki, tę sprzed lat i obecną, zanim pojawią się kolejne ofiary. Jeszcze nie wie, o jak wielką stawkę toczy się gra.
Początek książki jest dość, ale nie jakoś niezmiernie, ciekawy.
Mamy wydarzenia "teraz" i "wtedy", a "wtedy" jest bardzo ciekawe, bo to czasy paskudnej komuny. Postaci w obu odsłonach rzeczywistości jest sporo, ale da się nadążyć. Dwa wątki kryminalne: brutalne morderstwa seryjnego Skalpela w PRLu oraz zemsta na policji, tytułowe polowanie na psy, w teraźniejszości. Jest ich dość dużo, są zagmatwane, ale wszystko daje się jakoś rozplątać. W połowie książki myślałam, że już koniec, że zagadka rozwikłana, ale nie, rozwiązanie leżało zupełnie gdzie indziej, kolejne 200 stron dalej.
Dużo alkoholu, wręcz można by pomyśleć, że co druga osoba w tej książce ma problem alkoholowy. Dużo papierosów, no ale tak - kiedyś paliło się na potęgę, a być może dziś w pewnych środowiskach wciąż tak jest, nie wiem.
Coś mi jednak zgrzytało i trochę przeszkadzało przez większość tej książki. Jakieś takie niedomówienia, które nie były niedomówieniami, a jakby po prostu autor coś napisał i porzucił. Niby wszystko było wyjaśnione, no ale jakoś tak... sama nie potrafię tego określić.
A, no i najważniejsze. To jest pierwszy tom cyklu "Wściekłe psy". I pierwsza książka pana Gorzki, którą przeczytałam. Na chybił trafił wybrałam ten cykl. I pechowo, bo tak się składa, że był wcześniej inny cykl, z tym samym komisarzem. I niby tu część pierwsza, ale są wybitne odwołania do cyklu poprzedniego. Po który owszem mam ochotę sięgnąć - ale co nie co przecież już wiem, bo czytając to nie udało się przecież uniknąć spoljerów. Ale to mi średnio przeszkadza - mam pamięć złotej rybki, więc pewnie i tak zapomnę :D
No i dojdźmy do finału. O rany, ale Gorzkę poniosło! Ostatnie sceny przeczytałam wstrzymując oddech, dosłownie. Co on tu narobił! Martin z "Gry o tron" może się schować. No i tak myślałam, że skoczę do poprzedniego cyklu, ale nie. Chyba jednak najpierw do kończę ten :)