Leon Wyczółkowski, Portret Marty Naziemskiej, ok. 1920 (?)
Czy Wyczółkowski był dobrym portrecistą? Pytanie może wydać się bez sensu, bo wiadomo, że portrety należą do najlepszych jego obrazów. Na dodatek jak pisze Roman Konik
Popularność Wyczółkowskiego jako portrecisty była niejednokrotnie zmorą malarza. Były w jego życiu takie momenty, kiedy musiał odmawiać malowania portretów, bo gdyby przyjmował wszystkie zlecenia, nie malowałby nic innego, jak tylko i wyłącznie portrety.
Na pewno niektóre jego portrety mają to coś, co decyduje o tym czy portret jest wyjątkowy, czy tylko poprawny. Żeby było jeszcze trudniej odpowiedzieć twierdząco na to pytanie, wiele jego portretów to arcydzieła sztuki… dekoracyjnej. Wnętrze z portretem autorstwa Wyczóła to najwyższa klasa. Ale czy dobry portret może być dekoracją?
Na dodatek Wyczółkowski czasem wydaje się inspirować kompozycją dość przypadkową, typową dla ujęć fotograficznych. Tak jakby wcale mu nie zależało na szczególnym wydobyciu cech osób portretowanych, a oni sami byli jedynie motywem malarskim, który jest okazją do stworzenia robiącego wrażenie obrazu.
Niektóre wyglądają zupełnie jakby były malowane z fotografii, tak jak ten portret Mikołaja Brzeskiego z 1880 roku, ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Ale czasem trafiają mu się portrety, które nie są ani dekoracją, ani fotografią, ale po prostu trafiają w sedno. I można się tylko zastanawiać dlaczego ktoś, kto posiadł tak wyjątkową umiejętność przekazywania w swoich wizerunkach prawdy psychologicznej nie zawsze, a właściwie dość rzadko, z niej korzystał.
Leon Wyczółkowski, Portret Jakuba Barącza, 1879, MNW